Dziękuję Dziewczynki Martag dama nie jest 3D ale tu na zdjęciu jeszcze mokra.Pierwszego dnia obróbki.Najbardziej lubię ten etap pierwszego tworzenia gdy wyłania się jakiś obraz.Teraz taca ma już chyba ze 18 warstw lakieru.Masz racje Grażynko nie jest mroczna.
Stoiska w Londynie nie ma co zazdrościć.Wszędzie dobrze gdzie nas nie ma.Z powodu tego,ze nie jestem udziałowcem rynku zawsze dostaję miejsce losowo.Wczoraj było zimno i deszczowo w Londynie .Za to rozbrzmiewała piękna Irlandzka muzyka z uwagi na obchody dnia św Patryka.Zmarzłam jak diabli i chyba odchoruję tą wycieczkę.Wieczorem lało mi się z nosa a teraz boli mnie gardło.Koszty bycia tam są bardzo wysokie i są lepsze i gorsze dni.Fakt mam satysfakcje, że produkty mojej radosnej twórczości znajdują nabywców, ale uważam , że to nie jest moje miejsce.Nie wiem gdzie ono jest jednak nie tam .To ciężka praca.Zrobienie czegoś jak wiecie to połowa sukcesu ,ale sprzedanie tego same wiecie wygląda różnie. W zasadzie wielu Anglików dopiero przyzwyczaja się do tego typu twórczości . Londyńczycy muszą mnie zaakceptować by do mnie wracać.Zaś turyści są różni.Wczoraj pewna Norweżka dziwiła się,ze mam jedno pudełko z kurami a nie więcej ,bo koleżanka chciała takie samo.Obeszły cały rynek i wróciły do mnie.Trochę były zdziwione ,ze to ręczna robota. Jak im to uświadomiłam kupiły więcej pudełek.Plus tego jest taki,ze mogę tam być w jaki weekend chcę.Nie jestem tam uwiązana a jednocześnie jako jedyna mogę tam być.Weekendy wolałabym spędzać z rodziną i przyjaciółmi.Zresztą jestem zależna od tego czy mąż tam che jechać.Marzy mi się mały sklepik w którym byłyby moje produkty i innych.Kawa i herbata ...ciasta i miejsce w którym by ludzie przychodzili tworzyć.Czy to szydełkować czy malować czy robić decoupage . Tak naprawdę Londyn kosztuje więcej niż taki sklep.Ja place tam za dzień,ale za sklep bym musiała zapłacić za kilka lat z góry.Dlatego to jest takie odległe.No ale jak się tak zmęczę morzem ludzi odchodzę od stoiska i idę posłuchać ulicznych muzyków.Ludzie myślą,że to zwykli uliczni grajkowie, a to wykształceni i utalentowani muzycy.Tak sobie posłucham czy klasyki czy czegoś nowszego i robi mi się przyjemniej i zmęczenie mija.Bardzo lubię pewną Kanadyjską sopranistkę.Zawsze jak jej słucham to mi łzy ciurkiem lecą.Takie wydaje z gardła dźwięki.Uwielbiam skrzypce to jak jakiś skrzypek gra gdzieś tam do kotleta.Też idę posłuchać np czardasza.To są chyba największe plusy bycia tam .Bycie turystą jest fajniejsze niż pracować tam
Stoiska w Londynie nie ma co zazdrościć.Wszędzie dobrze gdzie nas nie ma.Z powodu tego,ze nie jestem udziałowcem rynku zawsze dostaję miejsce losowo.Wczoraj było zimno i deszczowo w Londynie .Za to rozbrzmiewała piękna Irlandzka muzyka z uwagi na obchody dnia św Patryka.Zmarzłam jak diabli i chyba odchoruję tą wycieczkę.Wieczorem lało mi się z nosa a teraz boli mnie gardło.Koszty bycia tam są bardzo wysokie i są lepsze i gorsze dni.Fakt mam satysfakcje, że produkty mojej radosnej twórczości znajdują nabywców, ale uważam , że to nie jest moje miejsce.Nie wiem gdzie ono jest jednak nie tam .To ciężka praca.Zrobienie czegoś jak wiecie to połowa sukcesu ,ale sprzedanie tego same wiecie wygląda różnie. W zasadzie wielu Anglików dopiero przyzwyczaja się do tego typu twórczości . Londyńczycy muszą mnie zaakceptować by do mnie wracać.Zaś turyści są różni.Wczoraj pewna Norweżka dziwiła się,ze mam jedno pudełko z kurami a nie więcej ,bo koleżanka chciała takie samo.Obeszły cały rynek i wróciły do mnie.Trochę były zdziwione ,ze to ręczna robota. Jak im to uświadomiłam kupiły więcej pudełek.Plus tego jest taki,ze mogę tam być w jaki weekend chcę.Nie jestem tam uwiązana a jednocześnie jako jedyna mogę tam być.Weekendy wolałabym spędzać z rodziną i przyjaciółmi.Zresztą jestem zależna od tego czy mąż tam che jechać.Marzy mi się mały sklepik w którym byłyby moje produkty i innych.Kawa i herbata ...ciasta i miejsce w którym by ludzie przychodzili tworzyć.Czy to szydełkować czy malować czy robić decoupage . Tak naprawdę Londyn kosztuje więcej niż taki sklep.Ja place tam za dzień,ale za sklep bym musiała zapłacić za kilka lat z góry.Dlatego to jest takie odległe.No ale jak się tak zmęczę morzem ludzi odchodzę od stoiska i idę posłuchać ulicznych muzyków.Ludzie myślą,że to zwykli uliczni grajkowie, a to wykształceni i utalentowani muzycy.Tak sobie posłucham czy klasyki czy czegoś nowszego i robi mi się przyjemniej i zmęczenie mija.Bardzo lubię pewną Kanadyjską sopranistkę.Zawsze jak jej słucham to mi łzy ciurkiem lecą.Takie wydaje z gardła dźwięki.Uwielbiam skrzypce to jak jakiś skrzypek gra gdzieś tam do kotleta.Też idę posłuchać np czardasza.To są chyba największe plusy bycia tam .Bycie turystą jest fajniejsze niż pracować tam