Z sercem na ramieniu, ale zgłosiłam się do „Dekupażowych Zajęcy”.
Ale kiedy dostała wiadomość „wylosowałaś oli” to już na dobre spękałam.
Wiedziałam, że ma być morsko. Chciałam, żeby nie było to tylko naklejenie na wieczko.
Różne myśli mną targały. Nawet kombinowałam, żeby napisać do Grażki, że chcę się wycofać.
Zabrałam się za robotę. Pomalowałam pudełko granatową farbą (wieczko białą) nakleiłam to co umyśliłam (papier ryżowy). I stwierdziłam, że jest za łyso. Dorobiłam reliefowe muszelki i rybkę (na szablonie szpachlą do drewna). Chciałam leciutko pozłocić i… Za mocno napaćkałam złotą pastą z olejkiem pomarańczowym. Świeciło się… jak… Załamka. Poczekałam aż wyschnie i pościerałam to złociste papierem ściernym. Na zasadzie, że albo mi się uda, albo robię od nowa. I na szczęście wyszło bardzo dobrze (jak dla mnie). Granatowy zaczął przebijać spod złota. W efekcie wygląda jak przetarte złotem, a nie szlifowanie złota, żeby je zedrzeć
. Jeszcze pozłociłam ranty i wnętrze pudełka (też przecierając papierem), i brzegi obrazka. I było prawie dobrze. Postanowiłam maznąć delfinka wewnątrz (też szablon). Mało, że malowałam go z pięć razy, bo ciągle się rozmazywał skubaniec, to jeszcze nie był to najlepszy pomysł, że jest czarny (dziś byłby nadal czarny, ale z domieszką złota - tak, żeby czarny mienił się złotem).
Lakierując pudełko ciągle sobie powtarzałam „powoli, bez pośpiechu bo sp…sujesz”.
Warstw jest… sporo, bo jak powszechnie wiadomo „pryszczatość” podczas lakierowania to moja zmora. Szlifowałam, lakierowałam, szlifowałam…(dużo razy).
Zdjęć już nie porobiłam, taka byłam zaaferowana, ale Oli pozwoliła „skubnąć” swoje. Dziękuję
Nie jest idealne, ale mam nadzieję, że do przechowywania baloników się nada
(zdjęcia z wątku "Dekupażowe zające" str. 32 by oli)