Mały przerywnik z decou nie mający nic wspólnego - w zeszłym roku byłyśmy z moją mamą na wycieczce po stolicach nadbałtyckich, m.in. w Rydze, a po drodze (autokarem) zatrzymaliśmy się na popas na przepięknej plaży nad zatoką Ryską. Moja mama znalazła tam kawałek wypłukanego morską wodą drewna, zakrzyknęła "popatrz ryba!" i zabrała jako pamiątkę (cała moja mama...) Gdy wróciłyśmy, to uznała, że mam tę "rybę" jakoś podrasować, coś jej domalować itp. Drewienko długo leżało, bo nie bardzo wiedziałam, co z nim zrobić. Ostatecznie zdecydowałam się tylko na domalowanie kilku kolorowych "łusek" i smug, całość drewienka najpierw oczyściłam lekko papierem ściernym. Pociągnęłam rybę jedną niedbałą warstewką matowego lakieru, tak, aby surowe drewno wyzierało tu i ówdzie, a tylko łuski i ogon są spryskane lakierem błyszczącym.
No i taki flute-fish trochę wyszedł, nie sądzisz oli?
Czasami wygląda naprawdę rybowato
No i taki flute-fish trochę wyszedł, nie sądzisz oli?
Czasami wygląda naprawdę rybowato