Tak było miło i kolorowo, pomimo topielicy umarłej z miłości, ale teraz, niestety, będą dwa fuje.
Fuj pierwszy jest naprawdę okropiczny i zasługuje na banicję do wątku o dekupotworach. Jest to niciarka, którą zrobiłam na życzenie mojej mamy (więc wiadomo, jej się wszystko będzie podobać...). Niciarka jako rzecz sama w sobie mi się nie podoba i serce miałam średnie do jej tworzenia. Zamysł miałam taki, żeby została w najwiekszej części surowa. Tyle że zamysłu się nie trzymałam do końca i wyszły z tego miejscami beznadziejne maziaje. Serwetka ma beżowawe tło i nie wymagała malowania podkładowego, ale w miejscach, gdzie położyłam tylko małe motywy, niemiłosiernie się odcina, co walnęło mnie po oczach po lakierowaniu, a już na tych zdjęciach to w ogóle wstyd.... Pocieszam się, że ludzkie oko mniej doskonałe jest niż obiektyw aparatu i "na żywo" aż tak to nie razi.
E voila, fuj numer jeden:
Drugi fuj jest mniej fujowaty, a fujowosć polega na okropnym papierze, które nie spreparowałam odpowiednio, to znaczy nie namoczyłam wystarczająco - a gruby on jest tak, że nie wiem, jak długo miałabym go moczyć, chyba z godzinę... Skutkiem tej grubości jest niemożliwość zgubienia krawędzi, choćby nie wiem ile warstw lakieru się kładło, ponadto papier pomimo prasowania pod lakierem zaczynał odwstawać i to jest też niestety widoczne, jest pofałdowany "w środku", pomimo że wierzch lakieru jest idealnie gładki.
Efekt "wycinanki" jest zamierzony, dokłądnie tak chciałam, żeby to wyglądało, krawędzie wycinanek opalałam nad świeczką i wygląda to fajnie. Niestety faktura papieru mnie dobiła.
I jeszcze drugi bok i tył listownika, bo już się nie zmieściły w pprzedniej wiadomosci
Fuj pierwszy jest naprawdę okropiczny i zasługuje na banicję do wątku o dekupotworach. Jest to niciarka, którą zrobiłam na życzenie mojej mamy (więc wiadomo, jej się wszystko będzie podobać...). Niciarka jako rzecz sama w sobie mi się nie podoba i serce miałam średnie do jej tworzenia. Zamysł miałam taki, żeby została w najwiekszej części surowa. Tyle że zamysłu się nie trzymałam do końca i wyszły z tego miejscami beznadziejne maziaje. Serwetka ma beżowawe tło i nie wymagała malowania podkładowego, ale w miejscach, gdzie położyłam tylko małe motywy, niemiłosiernie się odcina, co walnęło mnie po oczach po lakierowaniu, a już na tych zdjęciach to w ogóle wstyd.... Pocieszam się, że ludzkie oko mniej doskonałe jest niż obiektyw aparatu i "na żywo" aż tak to nie razi.
E voila, fuj numer jeden:
Drugi fuj jest mniej fujowaty, a fujowosć polega na okropnym papierze, które nie spreparowałam odpowiednio, to znaczy nie namoczyłam wystarczająco - a gruby on jest tak, że nie wiem, jak długo miałabym go moczyć, chyba z godzinę... Skutkiem tej grubości jest niemożliwość zgubienia krawędzi, choćby nie wiem ile warstw lakieru się kładło, ponadto papier pomimo prasowania pod lakierem zaczynał odwstawać i to jest też niestety widoczne, jest pofałdowany "w środku", pomimo że wierzch lakieru jest idealnie gładki.
Efekt "wycinanki" jest zamierzony, dokłądnie tak chciałam, żeby to wyglądało, krawędzie wycinanek opalałam nad świeczką i wygląda to fajnie. Niestety faktura papieru mnie dobiła.
I jeszcze drugi bok i tył listownika, bo już się nie zmieściły w pprzedniej wiadomosci